Z Warszawy na wyjazd życia wybieramy się busem w 25
osób w tym jeden z Olimpii Elbląg (z mniejszych ekip jechały 2 osoby
RKS Ursus, 1 Pogoń Grodzisk, 1 Znicz Pruszków, kilku z Victorii Kałuszyn
i Orła Parysów). Wiadomo, jak to podczas takich melanżowych wyjazdów
bywa, alkohol lał się strumieniami (dwóch rekordzistów wymiotowało
jeszcze zanim ruszyliśmy z miejsca x )
Po kilku godzinach w okolicach Tomaszowa, na zajeździe leśnym atakuje
nas bojówka Widzewa Łódź, która kroi nam dwa szaliki, koszulkę i aparat
fotograficzny) od nas 5 osobom nie udaję się uciec i dostają klapsy i
wychodzą z zajścia z kilkoma siniakami. Akcja z totalnego zaskoczenia,
bez szans by cokolwiek zdziałać. W odjeżdżającego busa lecą jeszcze dwa
kamienie, na szczęście szyby całe. Po tym niemiłym zajściu libacja trwa
dalej:)
Po drodze dowiadujemy się że niestety mecz nie będzie
rozgrywany na 71 tysięcznym Stadio del Alpi, tylko na mniejszym 27
tysięczniku - wspólnym stadionie Juve i AC Torino - Stadio Olimpico. Po
męczącej 27 godzinnej podróży meldujemy się w Turynie ok 12 rano w
czwartek. Bez chwili wachania, ruszamy na miasto zwiedzać zabytki
(jasne;)), melanżować z Turyńczykami i przede wszystkim szukać Stadio
del Alpi (ta sztuka niestety nam się nie udaje). Kibice Juve - bardzo
pozytywnie do nas nastawieni, wciąż nas ganiali i powiem szczerze, że
mam już dość zwrotu "czendż skarf" sugerującego wymiane barw:D Ja
trafiłem od uroczej włoszki w której się zakochałem i spać nie mogę
przez nią unikatowy szaliczek fan clubu z Genoi. Na trzy godziny przed
meczem umóiliśmy się z resztą kibiców Legii (z Polski ruszył ponadto 15
osobowy bus i kilkadziesiąt osób leciało samolotem więc ciężko oszacować
naszą liczbę) po odbiór biletów. Przed meczem zaliczamy jeszcze
awanture z miejscowymi karabinieri, ale nikomu nic poważnego się nie
dzieje i kończy się bez powijek.
Sam mecz to niesamowite przeżycie,
kibiców Ajaxu przyjechało do Włoch na moje oko jakieś 2 tysiące,
szczelnie wypełniając sektor gości. Holendrzy (podobnie zresztą jak i
Juve) ożywiali się z dopingiem, co jakieś 5 min , więc nie był on
ciągły. Na stadionie zasiedliśmy w młynie wraz z kibicami z grup Viking
(Mediolan) i Nucleo (Rzym). Na naszym sektorze, zarówno jak i po drugiej
stronie gdzie siedzieli Drughi (Rzym) pojawiły się skromne oprawy.
Po
meczu jeszcze zaliczamy jakieś przystadionowe bary, pijąc ostatnie
litry piwa na obcej ziemi i okolo godz 2 w nocy wyruszamy z Turynu.
Powrót - jakże by inaczej - równie melanżowy, tylko już troszke szybszy,
bez większych przygód. W sobotę ok 4 rano meldujemy się w Warszawie.
WŁODAR
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz