Ten
tekst powinna napisać osoba, która poprosiła mnie o skrobnięcie paru
zdań na temat o którym będę pisał. Może to w sumie jeszcze nie ten
moment ale mam nadzieje, że sama to uczyni za kilka miesięcy, lat,
kiedykolwiek.
Problematyka wykracza poza ramy kibicowania, ideologii i innych ważnych rzeczy z serii tych mniej ważnych. Uniwersalizm nieuchronnego znajdowania się przed wyborem odpowiedniej drogi, przekracza ramy grup w których na co dzień się znajdujemy.
Wyboru prędzej czy później dokonać musi każdy indywidualnie, a ten co go nie dokona, za niego życie wybierze, i bądźcie pewni, że będzie to wybór raczej chuja warty.
Kwestia wyboru to: „Jak żyć?”. Jedna droga to droga łatwa, przyjemna, pełna wrażeń, pobudzonych stanów, droga śmiechu, setek „przyjaciół” i innych cudeniek z seriali rodem z TVNu. Druga to nieuchronny ból, krew, wyrzeczenia, droga załamań, braku czasu na przyjemności życia codziennego. Na tym etapie czytania tego tekstu chyba każdy racjonalnie myślący wybrałby tą pierwszą. Tak właśnie te dwie drogi postrzegają osoby znajdujące się na samym początku gdy wkraczają na jedną lub na drugą. Dlatego też odsetek brnących dalej w drogę „powszechnego szczęścia” wraz z jej pokonywaniem jest dużo większy, niż tych zdecydowanych dalej pójść drogą „bólu i wyrzeczeń”. Jako że od dłuższego czasu dopada mnie fobia z cyklu „gawiedziowstręt”, postaram się was przekonać by nie iść jak barany drogą większości i wybrać tą tylko dla wybranych.
Dobra koniec intelektualnego pierdolenia, pewnie i tak zjarane łby przewiercone przez potężne codzienne dawki tetrahydrocanabinolu nie rozkminiły, o co tu do chuja chodzi. Co niektórzy, z tych otępionych czerepów pewnie nawet zrezygnowała z czytania już na tym etapie . Więc teraz prosto i na temat.
Tak czy siak obydwie drogi oferują nam różne rodzaje nałogów. Z czasem uzależniamy się tak samo, niezależnie którą z nich wybierzemy. Postawmy w końcu alternatywę uzależnić się od melanżu czy uzależnić się od sportu? Melanż oferuje Ci mnóstwo przyjaciół, niezapomniane chwile, na które składają się głównie przypały. Spróbuj na chwilę nie mieć siana na używki, a zobaczysz jak szybko skurczy Ci się grono tych murem stojących „charakternych” typów z twojej bandy. Charakterność melanżowników bierze się głównie z nakręcania się pioseneczkami hip hopowymi. Jakiś łachman zarymuje do mikrofonu by palić zioło i jebać policję i już trzeba to uskuteczniać. To nic, że nie miał nigdy konkretnych jazd z psami, a palenie zioła jest rzeczą dość łatwą bo co w tym skomplikowanego.
No i tak dzień za dniem zioło, browary itp. stają się dla melanżowników fundamentem egzystencji. Wszystko co związane z melanżem jest gloryfikowane. Demotywatory prześcigają się obrazkami ze szczytami, z dobrą najebką itp. A bezmyślna gawiedź publikuje to na portalach społecznościowych. Trzeba jednak być wojownikiem oczywiście „charakternym”. O co walczy melanżownik? Przecież to proste, o legalizację konopii. Forma walki? Wklejanie badziewia jak to nam budżet się poprawi, że alkohol gorszy itp. No retoryka skrajnego lewaka by budżet budować na wpływie z narkotyków, dziwek i hazardu. No ale melanżownik tego nie może wiedzieć, że lewicuje w tym względzie, bo skąd jak 90 % czasu poświęca melanżom i myśleniu o nich. Dla społeczeństwa kreuje się na patriotę, bo przecież chodzi na mecze, krzyczy ‘Precz z komuną”, kupuje powstańcze gadżety. Schizofrenię światopoglądową melanżownika pogłębia jeszcze jeden fakt. „Na Marszu wyzwolenia konopii” idzie ramię w ramię z tymi których bluzga na „Marszu Niepodległości”. O marihuanie pewnie wiem więcej niż nie jeden długoletni Jaracz blantów, wiem że nie uzależnia fizycznie itp. Ale czy ona jest taka pozytywna? Mam kilku znajomych co palą kilka lat oporowo. No jeśli mi ktoś powie o cudownych właściwościach i brak skutków ubocznych zielska to proponuję porozmawiać z nimi. Zjarane łby nawet nie potrafią zamienić paru zdań na podstawowe kwestie.
Dobry melanżownik to też ten co lubi napierdolić się jak dziwka. Aż skręca kutasa by dotrwać do weekendu i ujebać się do stanu menela spod śmietnika. Zeszmacić się i być przedmiotem pompy wszystkich pozostałych, którzy go widzą. Zdychać bezproduktywnie na drugi dzień bo kac jebie. No i trzeba się pochwalić też na facebooku, niech ludzie wiedzą kto jest królem życia i kto najbardziej umie imprezować. Po alkoholu też niektórzy odnajdują gdzieś w głębi drzemiącego w nich wojownika. Więc są awanturni i "prynżoncy" się do kogokolwiek na horyzoncie. Świat realny weryfikuje dość często takie zapędy i z reguły jeśli ktoś się nie przestraszy, taki melanżownik jest upierdolony na pizdę przez byle szczurka z osiedla.
O wartościach zdrowotnych nawet nie chcę pisać. Wystarczy wspomnieć tylko o nadwadze osób bardzo młodych, z brzuchami jak 50 letni wujek Józek. To jest właśnie w skrócie obraz melanżownika, droga łatwa, bez stresowa i przyjemna. Czy ta droga jest dobra czy zła to już każdy indywidualnie musi sobie na to odpowiedzieć. Z ogarniętym chłopaczyną ma to mało wspólnego.
Czas na nałóg alternatywny- sport. Tu też masz masę znajomych, tak samo powiązanych z tobą podobnym stylem życia. Wszyscy są jednak nauczeni pokory i te relacje dużo bardziej są bliższe niż w poprzednim nałogu. Charakterność tutaj to nie mrzonka, tylko ciągła walka z przeciwnikami a przed wszystkim z samym sobą. Surowość w podejściu do pokonywania kolejnych granic kształtuje charakter i postawy również w życiu prywatnym. Sport amatorski nie jest ujebany w politykę i inne głupoty, dzięki temu możesz pielęgnować swój nałóg niezależnie od prywatnych poglądów i nie martwić się czy będą one spójne z twoimi postawami.
Jako, że mam możliwość jako autor tekstu wprowadzenia trochę prywaty to skupię się na sportach walki. Kiedy wracam zmęczony po 10 godzinnym dniu zapierdalania fizycznie w pracy, nie mam na myśli już tylko ujebania się na fotel i otworzenia browara. Znacznie lepiej wpływa na mnie wizyta na sali treningowej, ostry zapierdol paradoksalnie sprawia że jestem wypoczęty jak nigdy wcześniej. Stawiając na sporty walki kształtujesz nie tylko charakter ale także sylwetkę. Regularne zajęcia nie pozostają obojętne na jej wizerunek.
Na koniec przejść należy do konkretów, jesteś znacznie bardziej użyteczny jako kibic swojej drużyny prowadząc życie sportowe niż życie najebusa. Dlaczego, to chyba nikomu nie trzeba tego tłumaczyć. Poza tym nie oszukujmy się nawet przy szukaniu ogarniętej drugiej połówki znacznie większe szanse ma chłopaczyna ogarnięty niż ten którego poniósł melanż. Tym drugim pozostaje ruchać jednorazowo szlaufy.
Drogi są dwie, którą wybierzecie to już wasza indywidualna sprawa. Mnie wasz wybór kompletnie pierdoli .
Na koniec tych chaotycznych wywodów zapraszam wszystkich ogarniętych na nasze wewnętrzne ursusowskie treningi lub do zapisania się na jakieś sporty walki do konkretnego klubu.
Akrobatyczny Daniel
http://www.youtube.com/watch?v=FVI4n-TxYtkProblematyka wykracza poza ramy kibicowania, ideologii i innych ważnych rzeczy z serii tych mniej ważnych. Uniwersalizm nieuchronnego znajdowania się przed wyborem odpowiedniej drogi, przekracza ramy grup w których na co dzień się znajdujemy.
Wyboru prędzej czy później dokonać musi każdy indywidualnie, a ten co go nie dokona, za niego życie wybierze, i bądźcie pewni, że będzie to wybór raczej chuja warty.
Kwestia wyboru to: „Jak żyć?”. Jedna droga to droga łatwa, przyjemna, pełna wrażeń, pobudzonych stanów, droga śmiechu, setek „przyjaciół” i innych cudeniek z seriali rodem z TVNu. Druga to nieuchronny ból, krew, wyrzeczenia, droga załamań, braku czasu na przyjemności życia codziennego. Na tym etapie czytania tego tekstu chyba każdy racjonalnie myślący wybrałby tą pierwszą. Tak właśnie te dwie drogi postrzegają osoby znajdujące się na samym początku gdy wkraczają na jedną lub na drugą. Dlatego też odsetek brnących dalej w drogę „powszechnego szczęścia” wraz z jej pokonywaniem jest dużo większy, niż tych zdecydowanych dalej pójść drogą „bólu i wyrzeczeń”. Jako że od dłuższego czasu dopada mnie fobia z cyklu „gawiedziowstręt”, postaram się was przekonać by nie iść jak barany drogą większości i wybrać tą tylko dla wybranych.
Dobra koniec intelektualnego pierdolenia, pewnie i tak zjarane łby przewiercone przez potężne codzienne dawki tetrahydrocanabinolu nie rozkminiły, o co tu do chuja chodzi. Co niektórzy, z tych otępionych czerepów pewnie nawet zrezygnowała z czytania już na tym etapie . Więc teraz prosto i na temat.
Tak czy siak obydwie drogi oferują nam różne rodzaje nałogów. Z czasem uzależniamy się tak samo, niezależnie którą z nich wybierzemy. Postawmy w końcu alternatywę uzależnić się od melanżu czy uzależnić się od sportu? Melanż oferuje Ci mnóstwo przyjaciół, niezapomniane chwile, na które składają się głównie przypały. Spróbuj na chwilę nie mieć siana na używki, a zobaczysz jak szybko skurczy Ci się grono tych murem stojących „charakternych” typów z twojej bandy. Charakterność melanżowników bierze się głównie z nakręcania się pioseneczkami hip hopowymi. Jakiś łachman zarymuje do mikrofonu by palić zioło i jebać policję i już trzeba to uskuteczniać. To nic, że nie miał nigdy konkretnych jazd z psami, a palenie zioła jest rzeczą dość łatwą bo co w tym skomplikowanego.
No i tak dzień za dniem zioło, browary itp. stają się dla melanżowników fundamentem egzystencji. Wszystko co związane z melanżem jest gloryfikowane. Demotywatory prześcigają się obrazkami ze szczytami, z dobrą najebką itp. A bezmyślna gawiedź publikuje to na portalach społecznościowych. Trzeba jednak być wojownikiem oczywiście „charakternym”. O co walczy melanżownik? Przecież to proste, o legalizację konopii. Forma walki? Wklejanie badziewia jak to nam budżet się poprawi, że alkohol gorszy itp. No retoryka skrajnego lewaka by budżet budować na wpływie z narkotyków, dziwek i hazardu. No ale melanżownik tego nie może wiedzieć, że lewicuje w tym względzie, bo skąd jak 90 % czasu poświęca melanżom i myśleniu o nich. Dla społeczeństwa kreuje się na patriotę, bo przecież chodzi na mecze, krzyczy ‘Precz z komuną”, kupuje powstańcze gadżety. Schizofrenię światopoglądową melanżownika pogłębia jeszcze jeden fakt. „Na Marszu wyzwolenia konopii” idzie ramię w ramię z tymi których bluzga na „Marszu Niepodległości”. O marihuanie pewnie wiem więcej niż nie jeden długoletni Jaracz blantów, wiem że nie uzależnia fizycznie itp. Ale czy ona jest taka pozytywna? Mam kilku znajomych co palą kilka lat oporowo. No jeśli mi ktoś powie o cudownych właściwościach i brak skutków ubocznych zielska to proponuję porozmawiać z nimi. Zjarane łby nawet nie potrafią zamienić paru zdań na podstawowe kwestie.
Dobry melanżownik to też ten co lubi napierdolić się jak dziwka. Aż skręca kutasa by dotrwać do weekendu i ujebać się do stanu menela spod śmietnika. Zeszmacić się i być przedmiotem pompy wszystkich pozostałych, którzy go widzą. Zdychać bezproduktywnie na drugi dzień bo kac jebie. No i trzeba się pochwalić też na facebooku, niech ludzie wiedzą kto jest królem życia i kto najbardziej umie imprezować. Po alkoholu też niektórzy odnajdują gdzieś w głębi drzemiącego w nich wojownika. Więc są awanturni i "prynżoncy" się do kogokolwiek na horyzoncie. Świat realny weryfikuje dość często takie zapędy i z reguły jeśli ktoś się nie przestraszy, taki melanżownik jest upierdolony na pizdę przez byle szczurka z osiedla.
O wartościach zdrowotnych nawet nie chcę pisać. Wystarczy wspomnieć tylko o nadwadze osób bardzo młodych, z brzuchami jak 50 letni wujek Józek. To jest właśnie w skrócie obraz melanżownika, droga łatwa, bez stresowa i przyjemna. Czy ta droga jest dobra czy zła to już każdy indywidualnie musi sobie na to odpowiedzieć. Z ogarniętym chłopaczyną ma to mało wspólnego.
Czas na nałóg alternatywny- sport. Tu też masz masę znajomych, tak samo powiązanych z tobą podobnym stylem życia. Wszyscy są jednak nauczeni pokory i te relacje dużo bardziej są bliższe niż w poprzednim nałogu. Charakterność tutaj to nie mrzonka, tylko ciągła walka z przeciwnikami a przed wszystkim z samym sobą. Surowość w podejściu do pokonywania kolejnych granic kształtuje charakter i postawy również w życiu prywatnym. Sport amatorski nie jest ujebany w politykę i inne głupoty, dzięki temu możesz pielęgnować swój nałóg niezależnie od prywatnych poglądów i nie martwić się czy będą one spójne z twoimi postawami.
Jako, że mam możliwość jako autor tekstu wprowadzenia trochę prywaty to skupię się na sportach walki. Kiedy wracam zmęczony po 10 godzinnym dniu zapierdalania fizycznie w pracy, nie mam na myśli już tylko ujebania się na fotel i otworzenia browara. Znacznie lepiej wpływa na mnie wizyta na sali treningowej, ostry zapierdol paradoksalnie sprawia że jestem wypoczęty jak nigdy wcześniej. Stawiając na sporty walki kształtujesz nie tylko charakter ale także sylwetkę. Regularne zajęcia nie pozostają obojętne na jej wizerunek.
Na koniec przejść należy do konkretów, jesteś znacznie bardziej użyteczny jako kibic swojej drużyny prowadząc życie sportowe niż życie najebusa. Dlaczego, to chyba nikomu nie trzeba tego tłumaczyć. Poza tym nie oszukujmy się nawet przy szukaniu ogarniętej drugiej połówki znacznie większe szanse ma chłopaczyna ogarnięty niż ten którego poniósł melanż. Tym drugim pozostaje ruchać jednorazowo szlaufy.
Drogi są dwie, którą wybierzecie to już wasza indywidualna sprawa. Mnie wasz wybór kompletnie pierdoli .
Na koniec tych chaotycznych wywodów zapraszam wszystkich ogarniętych na nasze wewnętrzne ursusowskie treningi lub do zapisania się na jakieś sporty walki do konkretnego klubu.
Akrobatyczny Daniel
www.youtube.com
Troszkę przerysowane w jedną stronę, ale ogólnie prawda. Zapraszam na Drogę Fanatyka(www.skrzatst.wordpress.com).
OdpowiedzUsuń